"Osuwisko" - najgorsza książka tego roku

 

Hmm, powiedzieć, że ta książka nie ma sensu to jak nic nie powiedzieć. 

Gdy we wsi Białe Brzegi dochodzi do morderstwa nieszkodliwego lokalnego dziwaka policjanci prowadzący śledztwo znikąd zakładają, że ma to związek z tragedią, która wydarzyła trzydzieści lat temu w kopalni, gdy podczas nocnej wycieczki grupy nastolatków dwójka z nich straciła tam życie, a nasz denat był jednym z ocalałej trójki, który zeznawał co tam się wydarzyło.

Nie mówię, że to nie ma związku ale w pierwszej chwili gdy takie podejrzenia padają w mojej opinii nie ma nawet najmniejszych przesłanek do takich wniosków, policjanci wyjaśniający sprawę swoim kolegom, nie zaznajomionym z historią robią to w taki sposób jakby chcieli przedstawić to w super straszny i poważny sposób a finalnie wychodzi to tak pokracznie i bezsensownie, że szkoda gadać. Bo wiecie oni wszyscy go nienawidzą bo dwójka dzieciaków zmarła? Aha po pierwsze dlaczego jeśli już to tylko jego, a po drugie okej tylko on zeznawał ale co z tego ? Dowiadujemy się tego dopiero w połowie/pod koniec książki bo nasi policjanci nie potrafili tego sensownie przedstawić, ich wyjaśnieniom brakuje jedynie kilku zdań które sprawiłyby, że całość miałaby sens.

Ogólnie nic w tej książce nie trzyma się kupy. Na jednej stronie coś jest przedstawione w konkretny sposób, a po kilku czy kilkunastu stronach zupełnie się temu zaprzecza.

Zachowania bohaterów niejednokrotnie zaprzeczają wszelkiej logice i rozsądkowi.

Zaznaczę też, że kompletnie nikt nie potrafi tu normalnie rozmawiać, wszyscy się na siebie drą, każdy kogoś nie lubi i drze ze sobą koty, a jak się coś komuś nie podoba to wychodzi trzaskając drzwiami jak nastolatek.

Co by pomóc Wam wczuć się w klimat książki czy typy postaci, wyobraźcie sobie przeniesienie takich seriali jak Ksiądz Mateusz, Policjantki i Policjanci czy Septagon na karty powieści. Można sobie bezmyślnie prześledzić śledztwo i się chwilowo rozerwać ale po twarzy błąka się uśmieszek politowania, że nie ma szans, żeby coś takiego było chociażby w jednym procencie sensowne czy prawdopodobne.

Intryga całej zbrodni jest szyta tak bardzo na około i tak grubymi nićmi, że w pewnym momencie nie obchodziła mnie odpowiedź na kluczowe pytanie kto zabił, a jedynie miałam nadzieję na jak najszybsze zakończenie.

Najbardziej dziwi mnie ilość niezrozumiałych i dziwnych kwestii dotyczących różnych aspektów śledztwa pisanego osobę pochodzącą z policyjnej rodziny.

Facet ma podsłuch, a policjanci nie wiedzą o czy rozmawia z drugą osobą i co się dzieje, serio?

Nie sprawdzanie własności zamordowanej osoby w celu znalezienia jakiś poszlak kto i dlaczego zabił? 

Jakieś szalone manewry samochodem niczym z Szybkich i wściekłych.

Omawianie śledztwa i poufnych informacji w jakimś podrzędnym barze serio? 

Zakładanie, że niepełnosprawna kobieta, która nie jest w stanie nawet posadzić się na wózku inwalidzkim czy przeczołgać się do kuchni, wzięła sobie alkohol i tabletki żeby się zabić, bez komentarza.

Sekcja zwłok i ocena stanu ciała w niemalże chwilę, czemu by nie.

Policja nie domyślała się tożsamości mordercy ale randomowa babka się domyśliła i jak tylko spojrzała na winnego to już wiedziała xd. 

Ogólnie rzecz biorąc jedna wielka porażka.

Szczerze mówiąc miałam ochotę odłożyć tą powieść już po pierwszych stu stronach pełnych paradoksów, stereotypów i bezsensowności. 

Ale zobowiązałam się do recenzji i miałam dużo wolnego czasu i jakoś przetrwałam te ponad czterysta stron żenady i z pełną odpowiedzialnością muszę powiedzieć, że to z pewnością była najgorsza książka jaką przeczytałam czy jeszcze przeczytam w tym roku.

Komentarze

Popularne posty