"Czwarte skrzydło"
Broniłam się przed tą książką rękami i nogami spodziewając się przehypowanego dzieła, a ona wyskakiwała mi z lodówki, finalnie moja wewnętrzna okładkowa sroka zwyciężyła w obliczu tak pięknego wydania. I muszę powiedzieć, że jestem jej niesamowicie wdzięczna.
Ta powieść całkowicie mnie pochłonęła, prze tyrała, zabawiła się moim biednym serduszkiem i zagrała mi na nerwach tylko po to, żeby na sam koniec zrzucić taką bombę, że drugi tom zamówiłam szybciej niż potrafię wymówić Basgiath.
Wróćmy może jednak do początku dla tych, którzy może jakimś cudem uchronili się przed szałem na tą powieść. Mamy tu historię Violet, która zostaje przez swoją matkę wysłana do Kwadrantu Jeźdźców, w którym zaledwie jedna trzecia młodych adeptów przeżywa pierwszy rok szkolenia, nie ma to jak matczyna miłość. Swoją drogą relacja matka-córka tu przedstawiona bardzo mi się kojarzyła z tą, którą możemy zobaczyć w "Akademii Wampirów".
Towarzyszymy naszej bohaterce przez cały pierwszy rok w codziennych zmaganiach, a także przygotowaniach do kolejnych sprawdzianów, które niejednokrotnie mroziły mi krew w żyłach swoją brutalnością.
Smoki w tej historii są majestatycznymi istotami, które budzą respekt i kierują się własnym poczuciem moralności. Przepychanki słowne Tairna i Violet to było czyste złoto.
Jeśli zaś chodzi o wątek romantyczny to uh co tu się nie działo, było gorąco ale ze smakiem czyli tak jak tygryski lubią najbardziej.
Myślę, że to będzie idealna książka dla fanów "Niezgodnej" oraz oczywiście smoków.
Czytaliście, a może dopiero macie w planach? Dajcie znać w komentarzach.
Komentarze
Prześlij komentarz