"Był sobie psiak"
Dla mnie ta książka była jak przytulenie ukochanej osoby po ciężkim dniu, jak zobaczenie dawno nie widzianego znajomego ❤
Ale może zacznijmy od początku😅
Mamy tu statecznego prawnika Connora, który robi wszystko z planem i Deenie nieco zwariowaną organizatorkę przyjęć z królewną, nomadkę, która dostaje ciarek na widok przygotowanej przez Conora umowy ❤ Umowy na trenowanie adoptowanego przez mężczyznę psa, która pierwszy rzut oka niewinnej ale zmieni ich życie oraz podejście do niego 🥰
Na początku byłam może nieco sceptycznie nastawiona do tej książki ale dość szybko pokazała mi, że nie jest tym za co ją wzięłam.
Gdy już się wciągnęłam nie było odwrotu 😅 Niesamowicie podobała mi się relacja rodząca się między naszymi bohaterami, a jeszcze bardziej podejście samych bohaterów do niej.
To nie jest instant love, dzięki spędzaniu razem czasu w ramach zobowiązań, na które się umówili poznają się od zupełnie nowych stron, których się nie spodziewali, a także odbywają małą podróż wgłąb siebie i tego co ukształtowało zarówno ich podejście do życia jak i do miłości ❤
Jest bardzo uroczo, bywa momentami zabawnie, momentami mamy ochotę zamknąć ich w jednym pokoju bez klamek żeby sobie wszystko powiedzieli, a kończy się spektakularnie w sposób, którego w życiu bym się nie spodziewała, a którego potrzebowałam i pokochałam ❤
To jest dla mnie taki dorosły odpowiednik serii zaopiekuj się mną, gdzie mamy psiaka i historię ludzi znajdujących się wokół niego, jedynie wydaje mi się, że tu zszedł on trochę na drugi plan gdyż na początku był główną osią fabuły lecz dość szybko zszedł na drugi plan i tylko co jakiś czas były wspominane jego postępy.
Czy dwoje tak odmiennych osób może coś połączyć?
Przekonajcie się sami, warto ❤
7/10⭐
Recenzja w ramach naboru recenzenckiego na Lubimyczytać
7/10
Komentarze
Prześlij komentarz